Ponad dekadę temu, polski system emerytalny został poddany reformie, w myśl której powstały dwa obowiązkowe filary gromadzenia pieniędzy na poczet przyszłych emerytur i trzeci, dobrowolny filar, mający być uzupełnieniem dwóch pierwszych. W praktyce zmiany wyglądały w następujący sposób. Płatnik składek nadal odprowadzał tę samą kwotę do ZUS-u, ten zaś z kolei część pieniędzy przekazywał Otwartemu Funduszowi Emerytalnemu, który płatnik sam wybrał, bądź do którego został wylosowany.
Dzięki podzieleniu odkładanych na poczet emerytury środków płatnicy składek mają większe szanse na wyższe emerytury. Reforma bowiem miała być reakcją na ciągle spadający wskaźnik urodzeń, w związku z którym w przyszłości stosunek osób czynnych zawodowo do pobierających świadczenia emerytalne będzie niekorzystny dla tych pierwszych. W związku z tym, że mniej pracujących przypadałoby na jednego emeryta, konieczne byłoby pobieranie większych składek na ZUS, ponieważ działa on w sposób repartycyjny, polegający na tym, że pieniądze odprowadzane przez płatników przeznaczane są na aktualne świadczenia. Dlatego też wraz z pojawieniem się OFE i skierowaniem ponad 7% dochodów na ich konta, ZUS zaczął w sposób jawny borykać się z problemem, skąd wziąć brakujące pieniądze, i z roku na rok powiększał się dług publiczny. Stąd niedawna decyzja rządu o zmniejszeniu oszczędności w Funduszach o 5 procent, które zostały ponownie skierowane do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, gdzie zostały tworzone specjalne subkonta na te pieniądze. Owe subkonta nie są oprocentowane, podlegają jednak dorocznej rewaloryzacji. Nie jest oczywiście prawdą, że pojawienie się obowiązkowego drugiego filara spowodowało zadłużenie pierwszego filara. Sytuacja demograficzna w Polsce prędzej czy później doprowadziłaby do powstania takiego deficytu publicznego. W reformie chodziło o to, aby składki odprowadzane do drugiego filara podlegały kapitalizacji – czyli pracowały na siebie, przynosząc konkretne, wymierne zyski i stanowiąc dodatkowe zabezpieczenie zwłaszcza dla osób, które poza obowiązkowymi filarami nie będą podejmować się oszczędności z w ramach trzeciego filara, ponieważ zwyczajnie nie mogą sobie na to już dziś pozwolić. Ponieważ jednak w wyniku ostatniej nowelizacji odprowadzamy do OFE tylko 2,3 procent naszego uposażenia, nasze emerytury również będą niższe niż gdyby nadal spływało tam 7,3 procent. Od tego roku, aż do roku 2017 nastąpi stopniowe zwiększanie składek do wybranego przez nas funduszu, aż w 2017 osiągnie ona 3,5%. Dzięki temu pieniądze te będą stanowiły dodatkowe zabezpieczenie naszej przyszłej emerytury. W każdej chwili możemy sprawdzić na stronie internetowej bądź w oddziale naszego funduszu, jaką kwotą dysponujemy, i pamiętajmy – im dłuższy okres oszczędzania, tym wyższe będą t kwoty.
Obecna sytuacja gospodarcza wyraźnie pokazuje, że nasze emerytury nie będą wysokie – być może będą wielokrotnie niższe od naszych dotychczasowych dochodów. Stąd przypuszczenie, że warto oszczędzać i inwestować, aby w przyszłości mieć dodatkowe zabezpieczenie, wydaje się słuszne. Wartko korzystać z różnorodnych form oszczędzania, aby minimalizować ryzyko strat. Podstawowym jednak zabezpieczeniem byłby wzrost liczby urodzeń. Dzięki temu system emerytalny oparty na solidarności międzypokoleniowej miałby większe szanse przetrwania, a wysokość naszych świadczeń, nie byłaby aż tak drastycznie niska. Jednak niż demograficzny jest problemem wieloaspektowym i nie sposób spodziewać się, że zostanie rozwiązany w krótkim okresie przy wykorzystaniu doraźnych metod.